Antydepresja czat.onet.pl

Kącik Skupienia (do skupiania sie w sobie)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Antydepresja czat.onet.pl Strona Główna -> Uczucia, emocje
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Charl




Dołączył: 19 Maj 2008
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Land of Confusion

PostWysłany: Śro 0:37, 11 Cze 2008    Temat postu: Kącik Skupienia (do skupiania sie w sobie)

Kącik do skupiania sie w sobie i do marudzenia. Ja bede sobie tutaj marudzić na swoja modłę.
Można sie przyłaczyć bez specjalnego zaproszenia. Zaproszenie "Otwarte"

Może powinnam wkleić to tez do czytelni, ale na razie tutaj. Jest to fragment książki, kolejnej książki, którą chciałąbym polecić. Jest to swego rodzaju modlitewnik napisany przez księdza, podczas jego 8-miesiecznego pobytu w szpitalach, trzech operacjach i licznych doświadczeniach bycia pacjentem. Powstał jako swego rodzaju pocieszenie i umocnienie dla wszystkich chorych, sklecony z notatek czynionych na szpitalnym łożu.

To jedna z modlitw. Jest ich znaczeie więcej w książce. Znalazłam ją, kiedy sama szukałam pocieszenia dla siebie i dla kogoś kto znajdował się w takiej samej sytuacji jak autor ksiązki.

Modlitwa udręczonego ciałem

>>"Dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował" (2 Kor 12,7)
Niepokój ciała szukającego na ślepo zaspokojenia popędu seksualnego. Udręka ciała, dla którego rozum i wola i wzniosłe uczucia zdają się być sforą jarzmiących wrogów. Udręka ciała, które chciałoby dyktowac warunki sensu i bezsensu, celu i bezdroży zaspokojenia. Bunt ciała, które poczuło się pierwszą wartością życia, generałem manewrów, a nie prostym żołnierzem.
Źle jest człowiekowi wewnętrznie rozdartemu przez namiętność. Jak źle walczącemu przeciw sobie - choć o własne dobro.
Źle jest człowiekowi, jak ziemi, która prowokuje powódź, pragnąc deszczu.
W udręce mej szukam Ciebie, Boże. Bo Twoja myśl i plan i godność zostały zamknięte w mym ciele, stworzonym przez Ciebie. Ty poddałes go władaniu duszy. Ty uczyniłes świątynią Ducha Świętego. Ty przyjąłeś ciało ludzkie za swoje, znacząc je wielkim przeznaczeniem. Ty nieustannie wynosisz me ciało do wielkiej godności przez Twe eucharystyczne przyjście i Komunię świętą.
Weż mnie w obronę przed mym ciałem. Tak mówi do mnie Chrystus: "Bóg, czyź nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę!" (Łk 18, 7 do 8<<


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Charl dnia Śro 13:20, 11 Cze 2008, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charl




Dołączył: 19 Maj 2008
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Land of Confusion

PostWysłany: Śro 0:38, 11 Cze 2008    Temat postu:

To moze na początek tradycyjnie coś z mojego ulubionego wątku. Przeklejam coś co znalazłam na Forum onetu.

EGZORCYSTA OSTRZEGA PRZED JOGĄ 28.05.2008 15:37~Z
Brytyjski egzorcysta ostrzega przed praktykowaniem jogi
KAI/a.

Praktykowanie ćwiczeń jogi może prowadzić do opętania - uważa czołowy brytyjski egzorcysta katolicki, ks. Jeremy Davies. Dowodzi, że ludzie, którzy praktykują jogę narażają się na ryzyko związane ze skutkami demonicznego zniewolenia.

W swej najnowszej książce "Rozumienie egzorcyzmu w Piśmie Świętym i praktyce" 73-letni duchowny porównuje jogę do okultyzmu, ściśle związanego ze współczesnymi plagami "niszczącymi miliony młodych ludzi: narkotykami, demoniczną muzyką i pornografią".

Zdaniem duchownego, który ma profesjonalne wykształcenie medyczne, pozornie bezpieczne działania, takie jak joga relaksacyjna lub horoskopy - podejmowane często dla zabawy - są szczególnie zwodnicze, gdyż w ten mało rzucający się w oczy sposób złe duchy próbują znaleźć dostęp do człowieka.

"Wystrzegajcie się praktyk medytacyjnych, które mają zapewnić uniwersalną energię życia (np. reiki), jakichkolwiek kursów, obiecujących pokój na podobieństwo Chrystusowego (np. enneagramy), alternatywnej terapii, które korzeniami tkwią we wschodniej religii (np. akupunktura)"- pisze egzorcysta archidiecezji Westminster.

Ks. Davies uważa, że praktyki okultystyczne, takie jak magia, wróżbiarstwo lub uczestnictwo w seansach spirytystycznych, są jawnym zaproszeniem szatana, który chętnie to wykorzystuje. "Nawet rozwiązłość heteroseksualna jest perwersją, a stosunek płciowy, który przynależy do sanktuarium życia małżeńskiego, może stać się ścieżką prowadzącą nie tylko do choroby, ale także do złych duchów" - pisze członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów.

Ks. Davies zanim został kapłanem pracował jako lekarz w szpitalach misyjnych w Afryce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charl




Dołączył: 19 Maj 2008
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Land of Confusion

PostWysłany: Śro 13:19, 11 Cze 2008    Temat postu:

przeklejone z [link widoczny dla zalogowanych]

>>NOC
maj 13th, 2008 | by abcekonomii |

„Noc jest mi światłem” to tytuł książki szwedzkiego duchownego, Wilfroda Stinissena. Autor przedstawia spojrzenie świętego Jana od Krzyża na trudne stany ducha, które dotykają człowieka w jego ziemskiej wędrówce. Przez współczesną medycynę nazywane są one różnymi stanami depresji.

Chcę Was zaprosić do lektury tej książki, zwłaszcza tych internautów, którzy modlą się o uzdrowienie, a cierpią coraz bardziej.
Dlaczego tak się dzieje? – zadajemy sobie pytanie. Czy Bóg się odwrócił od nas, czy to jest kara za nasze grzechy?

Przytoczę kilka fragmentów tej niezwykle interesującej książki, które mogą dać nadzieję oraz wiarę, że cierpienie ma sens i prowadzi ku dobru.

NOC ZMYSŁÓW

Pierwszy etap cierpień duchowych Jan od Krzyża nazywa „Nocą zmysłów”. Ta noc dotyka sfery, która jest zewnętrznością człowieka - dotyka zmysłów.
„Do tej sfery zalicza ciało, uczuciowość, namiętności (radość, nadzieję, smutek i lęk), wszelkie drobne pożądliwości (apetitos), wyobraźnię, jak też rozum w tym znaczeniu, w jakim jest on zależny od wiedzy, której dostarczają zmysły.”

Sfera wewnętrzna to jest duch, w którym zamieszkują wola i miłość oraz rozum w tym swoim wymiarze, który nie jest zależny od zmysłów, a jest związany z wiedzą duchową i intuicją. W sferze wewnętrznej zamieszkują również uczucia wyższe, takie jak poczucie bezpieczeństwa, poczucie sensu, solidarności i pokoju.

Jest jeszcze trzeci element składający się na całość naszego ludzkiego jestestwa – to jest centrum duszy. „To właśnie tutaj jesteś obrazem Boga, tutaj jesteś z Nim spokrewniony, „boski”.”

Człowiek jest istotą złożoną, jest zespołem trzech rzeczywistości. Dlatego łatwo ulega rozczłonkowaniu, dezintegracji. A pokój ducha i poczucie sensu można osiągnąć dopiero wtedy, gdy te trzy poziomy naszego jestestwa pozostają w harmonii. Gdy któryś z tych poziomów na skutek jakichś zablokowań żyje swoim życiem, mamy wtedy do czynienia z zachwianiem równowagi, z zaburzeniami emocjonalnymi, złą kondycją psycho-fizyczną.

„Nasze zmysły są jak okna, poprzez które spotykamy się ze światem zmysłowym: z ludźmi, rzeczami, sytuacjami, zdarzeniami naszego życia. (…) Również w relacji do Boga w głównej mierze znajdujemy się na poziomie zmysłowym. Zbliżamy się do Niego obierając sobie za punkt wyjścia naszą potrzebę koncentracji na samym sobie, traktując Boga jak chłopca na posyłki.”

Rozwój osobowości człowieka to jest przechodzenie ze sfery zmysłów do sfery ducha. Przejście to jednak jest bolesne. Ono dokonuje się poprzez „noc zmysłów”. Wtedy „wyglądanie przez okno” już nas nie zaspokaja, nie cieszy. „Nie bawią już podróże, lektura książek, pójście do kina. To co kiedyś przynosiło radość, teraz przepełnia uczucie pustki. (…) Dopóty dobrze się czujesz pozostając na poziomie zmysłów, dopóki nie szukasz sposobności, by pójść w głąb. Teraz jednak, gdy w zmysłach nie znajdujesz już nic więcej, otwiera się przed tobą możliwość, by zwrócić się ku głębszej rzeczywistości, wniknąć w ducha.”

Noc zmysłów jest zatem drogą, którą musimy przebyć, aby wejść głębiej w siebie, aby spotkać się ze swoją duchowością.
„Z chwilą gdy zaakceptujesz, że czas wielkich uczuć przeminął i dobrowolnie wejdziesz w oschłość, noc straci swój charakter kryzysowy. W takim momencie – jak zawsze – zasadnicze znaczenie ma akceptacja, która nas wyzwala.”<<


za: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Charl dnia Pon 0:59, 16 Cze 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charl




Dołączył: 19 Maj 2008
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Land of Confusion

PostWysłany: Śro 22:39, 18 Cze 2008    Temat postu:

"Gdybyśmy próbowali, jak ludzie odwazni, stanąć do bitwy, z pewnością czulibyśmy wspierającą obecność Boga w niebie. Albowiem Ten kto stwarza okazję do walki, w której możmy zwyciężyć, jest gotów ulżyc tym, którzy walczą dzielnie i prawdziwie ufają w jego łaskę."
(Tomasz A Kempis)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Charl dnia Śro 22:54, 18 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charl




Dołączył: 19 Maj 2008
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Land of Confusion

PostWysłany: Śro 22:44, 18 Cze 2008    Temat postu:

"Daj mi ducha, który na wzburzonym morzu życia
Uwielbia, by jego żagle napełniał porywisty wiatr
Choć płótno drży i trzeszczy maszt,
A jego szybki okręt biegnie u jej boku tak wolno
Że ona pije wodę i jej kil pruje powietrze"
George Chapman

za: John Elgredge, Dzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charl




Dołączył: 19 Maj 2008
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Land of Confusion

PostWysłany: Śro 22:53, 18 Cze 2008    Temat postu:

>>"Po wielekroć studiowałem
Marmur wyciosany dla mnie -
Łódź stojącą w porcie o zwiniętych żaglach.
Ta łódź to nie moje przenaczenie,
Lecz życie.
Dawano mi miłość - wzdragałem sie przyjąć,
Do drzwi pukał smutek, lecz ja sie bałem.
Dzwoniła ambicja - przerażało ryzyko.
Wciąż jednak chciałem poznać sens życia
Teraz wiem, że trzeba rozwinąć żagle
Złapac wiatr przeznaczenia
I nie patrzeć, dokąd poniesie łódź.
Nadawanie życiu sensu może wpędzić nas w szaleństwo,
Lecz życie bez sensu jest torturą
Niepokoju i niejasnych pragnień -
Bo łódż tęskni za morzem, choć się go boi. <<
(Edgar Lee Masters)

za: John Elgredge, Dzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Charl dnia Śro 22:56, 18 Cze 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mikaska2




Dołączył: 21 Mar 2008
Posty: 1542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:52, 22 Cze 2008    Temat postu:

"Rzecz szczególna: jak blisko "niezachwianej wiary" krąży lęk.
Człowiek, który mocno wierzy, tak bardzo wszystkiego spodziewa się rychło od Boga, że każda zwłoka wywołuje niepokój.
Lękam się o ludzi, którzy bardzo wierzą w skuteczność modlitwy, by nie chcieli zbyt szybkich rezultatów swej modlitwy,
by w razie zwłoki z odpowiedzią Bożą, nie ustali"

Kardynał Stefan Wyszyński


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mikaska2 dnia Nie 18:58, 22 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charl




Dołączył: 19 Maj 2008
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Land of Confusion

PostWysłany: Nie 20:59, 22 Cze 2008    Temat postu:

Najlepiej niczego się nie spodziewać, lub spodziewac się wszystkiego:) I to i to dobre:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
murka4




Dołączył: 20 Sty 2008
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:30, 23 Cze 2008    Temat postu:

.......zaglądam tu i czytam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charl




Dołączył: 19 Maj 2008
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Land of Confusion

PostWysłany: Czw 18:22, 26 Cze 2008    Temat postu:

Hej murko... Zaglądaj. Piszę to ku zudowaniu, czy raczej wklejam przeważnie. Sama potrzbuję zbudowania i wewnętrznego skupienia. Szukam go dla innych, znajduję często dla siebie...
Czasami wydaje mi się, że nikt nie potrzebuje tego, że wszyscy szukają ukojenia w zgiełku i rozgardiaszu... i że to co piszę czasami, czy częściej wklejam - trafia w pustkę.
Sensacja jest bardziej krzykliwa; od razu przykuwa uwagę i... ROZPRASZA.
Bardzo.
Wolę SKUPIENIE.
W ciszy można prędzej odnależć drogę do siebie, droge do swoich emocji. Emocje wiele nam mówią o nas - nawet te najgorsze, te których sie nie pragnie. Ale one są, oddziaływują na nas, nie da się ich wygasić tak łatwo... Jeśli są, to są po coś. Jeśli po coś, to widocznie są do czegoś potrzebne.

kolejna Zatoka skupienia... odsyłam do Chrześcijański Portal Kierownictwa Duchowego "Przemiana" - stamtad ten fragment.

Modlitwa źródłem poznania

Zakonnik chce w modlitwie rozmawiać z Bogiem i ku Niemu zwrócić swe serce. Jednak ciągle na nowo doświadcza, że Bóg zmusza modlącego się do tego, by zastanowił się nad sobą samym i by się najpierw zajął własnym sercem. Św. Augustyn pisze, że Bóg wciąż zwraca jego uwagę na niego samego: [color=violet]„Ty zaś Panie, odwracałeś mój wzrok, abym wreszcie spojrzał na samego siebie. Bo ja samego siebie umieściłem gdzieś za swoimi plecami, aby siebie nie dostrzegać. I oto stawiałeś przed oczyma mnie samego, abym zobaczył, jaki jestem wstrętny, pokręcony, brudny, okryty wrzodami, ociekający ropą. Patrzyłem i ogarniało mnie przerażenie, a nie było dokąd uciec od tego widoku”.[/color]

Nie możemy uciec przed samym sobą w modlitwie. Bóg nie pozwala nadużywać siebie jako drogi ucieczki. Pokazuje nam to, gdy w czasie modlitwy sprawia, że odkrywamy nasze myśli i uczucia, i tak obnaża nasz stan wewnętrzny. Wszelka modlitwa, która nie konfrontuje nas ze sobą samym i naszą rzeczywistością jest bezcelowa. Jeśli człowiek nie przypomina sobie na modlitwie swoich czynów, trud jego modlitwy jest daremny. Gdy człowiek zaczyna się modlić, zły duch usiłuje mu w tym przeszkodzić, wywołując złe myśli, namiętności i emocje. Zakonnik nie powinien się temu dziwić, lecz uważać to za normalne. Gdy myśli i namiętności przeszkadzają nam w modlitwie, nie pozostaje nam nic innego, jak przestać się modlić i zająć się przychodzącymi myślami. Nie powstrzymywać swoich myśli i nie tłumić je, by móc się modlić w skupieniu, lecz całkiem świadomie zwrócić się w ich stronę. Zobaczyć ich korzenie, a wówczas będzie można się ich pozbyć.

Gdy poradzę sobie z moimi myślami, powinienem zwrócić się w stronę źródła nastrojów i emocji, aby wprowadzić porządek w swoje życie uczuciowe. Za myślami kryją się uczucia i dopiero wtedy, gdy emocje takie jak zazdrość, gniew, nienawiść i złość zostaną uzdrowione miłością, myśli uspokoją się i wówczas będę mógł zwrócić się w stronę Boga. Zakonnik powinien więc na modlitwie czynić refleksję nad sobą, obserwować pojawiające się myśli i nastroje i pytać o ich przyczynę. Poznanie siebie nie jest jednak celem samym w sobie, lecz służy lepszej modlitwie. Przez poznanie siebie wszystko, co się sprzeciwia modlitwie i usiłuje jej przeszkodzić, ma zostać usunięte. Zakonnik nie może strząsnąć lub stłumić myśli i nastrojów, które go wiążą i uniemożliwiają modlitwę, może się ich jedynie pozbyć, jeśli się ku nim zwróci i pozna ich przyczynę.

Św. Antoni tak pisał: „Dobre jest dla nas to, że wycofujemy się do naszej celi i w ciągu naszego życia wiele się nad sobą zastanawiamy, aż w końcu wiemy, jacy jesteśmy”. W jednym z dzieł duchowych o modlitwie czytamy: „Im większą uwagę skierujecie na wasze myśli, tym lepiej będziecie mogli wołać do Jezusa w żarliwej tęsknocie”. Zatem poznanie siebie jest warunkiem prawdziwej modlitwy. Nie możemy modlić się w skupieniu, jeśli nie znamy naszych najskrytszych myśli i dążeń. Brak wewnętrznej czujności sprawia, że wciąż męczą nas rozproszenia. Rozproszenia, które wciąż pojawiają się na modlitwie, są pomocą na drodze poznania siebie. Rozproszenie w czasie modlitwy ma taką samą funkcję w poznaniu siebie, jak sen. One dają na wskazówki, co nas tak bardzo teraz absorbuje w życiu. Pokazują one skłonności serca Gdy tylko poznamy siebie lepiej w ten sposób, rozproszenia ustaną i będziemy zdolni w skupieniu modlić się do Boga.

Poznanie siebie nie jest tylko warunkiem modlitwy, lecz i na odwrót modlitwa jest człowiekowi pomocą w poznaniu siebie. Modlitwa stawia mnie przed Bogiem. Daje mi odkryć prawdziwe motywy mojego postępowania i przyczyny moich myśli i nastrojów. Przez konfrontację z Bogiem uświadamiam sobie, co we mnie jest wypaczone. Modlitwa odsłania to, czego sama obserwacja siebie nigdy by nie uwidoczniła. Jak pisze jeden z autorów: „modlitwa wywabia gnieżdżące się w sercu namiętności, odkrywa niewolę, w której trzyma nas kusiciel”.

Poznanie siebie jest dla zakonnika przede wszystkim poznaniem i uznaniem swojego grzechu. Poznanie własnego grzechu jest tylko wtedy prawdziwe, gdy człowiek przez to cierpi. Głębokiemu poznaniu siebie, które jest bolesne, musi towarzyszyć głęboki, serdeczny żal. To wzbudza wewnętrzną pokorę, która jest potrzebna do prawdziwej modlitwy. Tylko pokora oczyszcza serce i chroni modlącego się przed dumą i samowolą.

Obserwacja samego siebie jest już modlitwą. W niej człowiek, zastanawiając się nad sobą i pozwalając Bogu pytać o swoje myśli, modli się. W modlitwie powinienem poznać przyczyny i tło swoich myśli. Ta rozmowa z Bogiem o sobie samym nie jest tylko przygotowaniem, lecz modlitwą. Człowiek powinien przed Bogiem obnażyć swoje myśli i uczucia. Dopiero gdy w rozmowie o sobie pozna, kim właściwie jest i w jakim stanie się znajduje, dopiero wtedy może mieć miejsce prawdziwe spotkanie, w którym człowiek nie chowa się za pobożną maską, lecz pozwoli Bogu zbliżyć się do siebie. Należy od czasu do czasu medytować nad sobą samym i swoimi reakcjami w pewnych sytuacjach. Im częściej człowiek uznaje swoje błędy i boleśnie za nie żałuje, tym szybciej będzie z nich uzdrowiony.

Poznanie siebie dokonuje się również w decydującym stopniu również w spojrzeniu na bliźniego. Stąd modlitwa za bliźniego jest owocną metodą poznania siebie. Gdy modlimy się za bliźniego, prześwietlamy nasze odniesienie do niego. Modlitwa za współbrata, który mnie obraził, jest sposobem rozpoznania własnej choroby. Gdy tylko przestanę w innym widzieć tylko błędy, stanę się zdolnym do poznania siebie i własnej winy. Modlitwa pozwala mi poznać wszystkie uprzedzenia i powód moich antypatii oraz daje mi w ten sposób otwarte spojrzenie na wartość drugiego

Kto próbuje zobaczyć drugiego człowieka w świetle Boga, jako tego, którego Bóg kocha, ten przestaje przenosić na niego własne błędy i słabości. Modlitwa za bliźniego jest skutecznym sposobem burzenia takiego przerzucania oraz poznania własnego wnętrza. Jednocześnie modlitwa prowadzi do lepszego poznania drugiego człowieka, do poznania, które nie potępia, ale rozumie i umie współczuć.

Dalszą metodą modlitwy prowadzącą do poznania siebie, jest dziękczynienie. Potrzeba również dziękować za niesprawiedliwość. Dziękując poznaję, czego Bóg chce i w jakim stopniu jestem gotowy do pełnienia Jego woli. Gdy dziękuję Bogu za wydarzenia z mojego życia, zarówno te piękne, jak i te bolesne, wtedy przyjmuję siebie wraz z moją przeszłością. A tylko to, co przyjąłem mogę naprawdę poznać. W dziękczynieniu rezygnuję z własnych prób rozwiązania i zawierzam Bogu, ufając że wszystko dobrze zamierzył.

Dziękować za nieszczęście, które grozi mi załamaniem, dziękować za bliźniego, który mnie niszczy, wydaje się absurdem. Lecz gdy tylko zacznę dziękować, poczuję gdzie Mu się sprzeciwiam. W dziękczynieniu zostawiam swoje wyobrażenia o Bogu, który mi pokazuje, często bolesną prawdę o mnie samym.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Charl dnia Czw 18:27, 26 Cze 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charl




Dołączył: 19 Maj 2008
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Land of Confusion

PostWysłany: Śro 15:12, 02 Lip 2008    Temat postu:

przeklejam tylko z innego watku.

Przebywać w samotności na pustyni, aby spotkac siebie i... innych. Przeklejone z źródło: [link widoczny dla zalogowanych]

Przebywać na samotności-pustyni,

by spotkać Boga i braci

Temat kontemplacyjnej samotności jest tematem nie bardzo nadającym się do pisania czy mówienia. Powinno się mówić na ten temat niezwykle powściągliwie, wręcz szeptać, nie ma tu bowiem jakichś „wygadanych” ekspertów.

Jeśli chodzi o terminologię, lepiej używać wyrażenia „pustynia” aniżeli samotność czy pustelnictwo. Określenia te bowiem obciążone są pewnymi znaczeniowymi przyzwyczajeniami, naleciałościami, które przeszkadzają w nie wejść i spokojnie, bez uprzedzeń się nimi zająć. Termin „pustynia” natomiast wydaje się być wyrażeniem bardziej obiektywnym i bezpiecznym, mniej obciążonym negatywnymi skojarzeniami. Jest to bowiem kategoria do głębi biblijna, „exodusowa”, paschalna, ewangeliczna, Jezusowa, chrzcielna. Występuje również w nomenklaturze karmelitańskiej.

„Wyjście na pustynię”

Kiedy mówi się „samotność” czy „życie pustelnicze”, to bardzo wiele osób zakłada na bazie utrwalonego stereotypu, że jest to coś trochę dziwacznego, w każdym razie przeznaczonego dla raczej rzadkich okazów z gatunku homo sapiens. Natomiast kategoria „pustyni” – jak można to zauważyć w Biblii – jest czymś, co na swojej drodze spotka absolutnie każdy chrześcijanin. Nie ma bowiem udanego procesu dogłębnej, ewangelicznej metanoi bez doświadczenia „pustyni” w różnych jej przejawach; chyba że ktoś chce funkcjonować poza drogą Biblii i poza drogą Jezusa. Jeżeli ktoś na drodze mozolnej realizacji swego chrztu nie chciałby zgodzić się na „wyjście na pustynię” wraz z Izraelem i wraz z Jezusem, nie ma szans ani na dogłębną metanoię, ani tym bardziej na osiągnięcie ewangelicznej dojrzałości. Jest więc kategoria „pustyni” – jak widać – kategorią bezpieczniejszą, mniej obciążoną. W ramach tej powszechnej dla wszystkich uczniów Jezusa kategorii „pustyni” są następnie pewne tematy bardziej specyficzne, bardziej zakonne, bardziej karmelitańskie takie, jak: samotność, cisza i milczenie oraz cela (cella, łac. cellula) z jej sakralnością, z jej małą duchowością. To wokół tych specyficznych elementów „pustyni” będziemy krążyć.

Powrócić do siebie samego…

Niemożliwe jest właściwe i twórcze odkrywanie swego powołania do wspólnoty, relacji, bez odkrycia i zaakceptowania różnych wymiarów samotności, i tej negatywnej, i tej pozytywnej. Chciałbym nawiązać do starej, zachodniej tradycji monastycznej, wyrażającej się łacińskim terminem habitare secum, co oznacza mieszkanie, przebywanie, przestawanie czy wręcz wytrzymanie z samym sobą, wytrzymanie siebie samego. Oczywiście, nie jest to możliwe bez nawiązania ze sobą ponownej relacji, bez spotkania się ze sobą samym. Co z kolei jest niemożliwe bez prześwietlania siebie, bez wytrwałego, trudnego stawania w prawdzie o sobie samym – i tej pięknej pozytywnej, i tej trudniejszej, negatywnej, w tej prawdzie, która obnaża moje mity i fikcje, „szpan”, maskaradę, moje dziwne zagrywki, manipulacje i mechanizmy obronne, niepozwalające mi spotkać siebie samego. A przecież bez obnażenia tego wszystkiego, dalej chodzę w swoistej schizofrenii, w rozdarciu, w tym pęknięciu, jakie noszę w sobie od czasu dramatycznego wydarzenia, jakim był grzech pierworodny i ciągle nijak nie mogę spotkać się z samym sobą, a w konsekwencji nie jestem sobą. Ciągle mam przynajmniej dwa oblicza, jeśli nie więcej.

Otóż w owym habitare secum jest zawarta cała droga „powrotu” do samego siebie: zarówno w aspekcie statycznym – czyli do siebie takiego, jakim jestem w danym momencie historii mojego życia, jak i w aspekcie dynamicznym – czyli do siebie takiego, jakim mnie od zawsze widzi Bóg, który mnie stworzył, i który bardzo pragnie, abym powrócił do swojej pierwotnej oryginalności. A to oznacza też ponowne, głębokie spotkanie się ze sobą. Odkrycie siebie na nowo. Przebaczenie sobie. Dogłębne zaakceptowanie siebie (wśród łez nieraz). To oznacza wreszcie pokochanie siebie na nowo, wolność wobec samego siebie, pogodne obcowanie ze sobą.

Wytrzymać ze sobą samym – dla siebie, dla wspólnoty…

Istnieje ogromna trudność, wynikająca z braku doświadczenia, by zrozumieć, czym jest prawdziwa kontemplacyjna samotność. Św. Benedykt mówi, że dopiero po wielu latach przebywania we wspólnocie braterskiej można stać się zdolnym do tego, by odejść na pustynię i tam twórczo i owocnie przebywać z samym sobą. Jak to ze sobą? Wydawać by się przecież mogło, że człowiek (spragniony mistyki, samotności) nie odchodzi na pustynię, aby tam obcować z samym sobą, ale aby owiany „łagodnym wietrzykiem” obcować z samym Bogiem. Okazuje się jednak, iż powrót do pogodnego przestawania z sobą samym jest sprawą na tyle istotną, że jeśli nie nastąpi spotkanie, pojednanie, utożsamienie się ze sobą, to nie ma szans – ani na owocne przebywanie na pustyni, ani na kontemplacyjne zjednoczenie z Bogiem. Wtedy dopiero zaczynamy odkrywać, że jest to genialne: „wytrzymać” ze sobą samym: i ze swoją piękną oryginalnością, i ze swoimi biedami i udrękami.

Jeżeli nauczymy się pogodnie i twórczo obcować ze sobą samym (habitare secum), wówczas okazuje się, że nie musimy przed nikim „pajacować”, nie musimy nikogo małpować, nie musimy też na nic najemniczo zasługiwać. Nie potrzebuję ludzi będących obok mnie czy innych jako nianiek do towarzystwa, jako „polepszaczy” humoru, co jest jakąś formą uzależnienia. Inni dalej są mi potrzebni i ja jestem im potrzebny, ale w zupełnie nowy sposób: w większej wzajemnej wolności. Na tyle głęboko odkryłem swoją wewnętrzną oryginalność, niepowtarzalność, godność, wartość, iż nie uzależniam jej od opinii nikogo na świecie. I na nic nie muszę zasługiwać, na nic zarabiać jak najemnik. Moja mentalność, mój styl życia opiera się teraz na darmowości, na bezinteresowności, a nie na zasłudze.

To wszystko odkrywa się w samotności, sam na sam ze sobą i z Bogiem. Są w tej samotności takie chwile, które są rozkoszą, gdy przebywanie godzinami samotnie w celi czy na łonie przyrody jest autentyczną radością, a są też takie, które są udręką. Początkowo człowiek zastanawia się, niekiedy lekko poirytowany, co takiego z zewnętrznych warunków przeszkadza mu te chwile samotności przeżywać w wolności i pokoju. Zawsze potrafimy znaleźć jakieś mniejsze czy większe niedogodności w otaczającym nas świecie (ludziach, pogodzie itp.). Po pewnym czasie orientujemy się jednak, że nie tu jest istota problemu, że te wszystkie zewnętrzne niedogodności – choć czasem realne i dokuczliwe – nie stanowią przeszkód głównych. Przeszkoda główna polega na tym, że to ja nie potrafię habitare secum. Nie potrafię ze sobą „wytrzymać”, „wytrzymać” samego siebie. A co dopiero spotkać się w wolności z kimś drugim. Dopóki nie odkryję i swojej nędzy, i swojej pięknej oryginalności, a nawet w pewnym stopniu – jakby wystarczalności samemu sobie (niemającej nic wspólnego z chorobliwym, egocentrycznym narcyzmem), dopóty nie jestem w stanie spotkać się w prawdzie i w wolności z inną osobą ani rzeczywiście twórczo budować wspólnotę.

Niezwykle ważne jest odkrywanie w sobie owych przeróżnych blokad, nieprawdopodobnie mocnych nieraz mechanizmów obronnych, które jeśli nie są odkryte i przepracowane, nie pozwalają nam pojednać się ze sobą, przebaczyć sobie, pogodnie ze sobą przestawać, co siłą rzeczy uniemożliwia lub osłabia przestawanie z moim Bogiem czy z braćmi.

* * *

Jezus wywołuje mnie ze stada, z masy, z bezimiennego tłumu, by mnie przetworzyć w oryginalną, wolną osobę, od nikogo niezależną, która nikogo nie udaje, nie stara się nikomu na siłę podobać.
Jezus nie chce, bym funkcjonował na poziomie banalności, na poziomie gadatliwości o wszystkim i o niczym, na poziomie hałaśliwej wzajemnej komunikacji, z której nic sensownego poza płytkim kumplostwem nie wynika. Bardzo chce natomiast, bym stawał się oryginalnym indywiduum, które w nowy, pogłębiony sposób komunikuje się z drugą osobą i wówczas zaczynamy tworzyć społeczność tych wywołanych z anonimowego tłumu. Jestem więc wywołany, wyodrębniony i muszę zazdrośnie tego strzec.

o. Serafin Tyszko OCD



źródło: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Charl dnia Sob 17:00, 30 Sie 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mikaska2




Dołączył: 21 Mar 2008
Posty: 1542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:28, 02 Lip 2008    Temat postu:

na razie przeczytałam dokładnie te przemyślenia o modlitiwe.
To jest to czego mi brakowało....
Lubię się modlic ale nie potrafię się skupić.
Myśli uciekają jeżeli odmawiam znane mi modlitwy-klepię je
Natomiast, gdy modlę się po swojemu-bardziej rozmawiam
wtedy czuję, ze była to modlitwa.

Strasznie irytuje mnie, że nie moge odmówić różańca,
bo myśli uciekają-może to co tu przeczytałam odmieni to.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mikaska2 dnia Czw 8:49, 03 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Charl




Dołączył: 19 Maj 2008
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Land of Confusion

PostWysłany: Śro 23:33, 02 Lip 2008    Temat postu:

Fajnie mikasiu2, że to napisałaś.
Cieszę się z tego wyznania.
Ja też kiedyś miałam podobne problemy i zmagałam sie z rozproszeniami wew. podczas modlitwy,
I dowiedziałam się, że można sie modlić "rozproszeniami" właśnie
bo one najwięcej nam powiedzą o naszym stanie ducha,
O naszym rozedrganiu, wewnętrznym nieskupieniu. To co nas rozprasza,
to jest to co domaga się naszej uwagi...
Jakie genialnie proste, a jakie trudne.
Odczuwać poczucie winy z powodu "złej" modlitwy, czy częściej
braku skupienia podczas niej - to oskarżenie w stylu iście szatańskim...
Kiedy zaczęłam "modlić się" rozproszeniami, nagle one zaczęly znikać...
jedne po drugich...
To jest coś podobnego do morza podczas burzy, lub może bardziej jeziora, które targane falami podczas burzy - ożywa.
Po burzy - kiedy tafla wody jest spokojna - wypływają na powierzchnię
różne męty i brudy ze środka. Zdarza się, że wypłyną również i zwłoki jakiegoś topielca...
Ale czy my nie nosimy w sobie takich mętów, gnijących "zwłok" jakiś wewnętrznych utrapień, które zatruwają nas od środka?
Myślę, że to one rodzą rozproszenie i są powodem braku skupienia.
Odkryłam złota regułę jak sobie z takimi stanami poradzić. W skrócie brzmi tak: "Nie walcz, pozwól płynąć". Pozwól płynąć i pozwól wypłynąć wszystkim "śmieciom" na powierzchnię... zobaczysz wtedy z czym się zmagasz...
Może trochę chaotycznie to napisałam, ale to mniej więcej tak wygląda.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Charl dnia Śro 23:38, 02 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mikaska2




Dołączył: 21 Mar 2008
Posty: 1542
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 8:58, 03 Lip 2008    Temat postu:

Masz rację...spróbuję...
natomiast o samotności na razie zostawię trochę na boku.
To muszę o wiele bardziej przemyślec, zastanowić się nad tym.

Chciałam tu polecic ksiązkę
Mary Angelica; "Matka Angelica odpowiada"

"I pamiętaj, że jeśli masz rację
i nie ma Boga, nigdy się o tym nie dowiesz
Ale jeżeli rację mam ja i Bóg istnieje,
to będziesz o tym wiedział
przez całą wieczność"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Czw 9:39, 03 Lip 2008    Temat postu:

LAZUROWA GROTA

Był człowiekiem biednym i prostym.
Wieczorem po dniu ciężkiej pracy, wracał do domu zmęczony i w złym humorze.
Patrzył z zazdrością na ludzi, jadących samochodami
i na siedzących przy stolikach w kawiarniach.
- Ci to mają dobrze - zrzędził, stojąc w tramwaju w okropnym tłoku.
- Nie wiedzą, co to znaczy zamartwiać się...
Mają tylko róże i kwiaty. Gdyby musieli nieść mój krzyż!

Bóg z wielką cierpliwością wysłuchiwał narzekań mężczyzny.
Pewnego dnia czekał na niego u drzwi domu.

- Ach to Ty, Boże - powiedział człowiek, gdy Go zobaczył.
- Nie staraj się mnie udobruchać.
Wiesz dobrze, jak ciężki krzyż złożyłeś na moje ramiona.

Człowiek był jeszcze bardziej zagniewany niż zazwyczaj.

Bóg uśmiechnął się do niego dobrotliwie.

- Chodź ze Mną. Umożliwię ci dokonanie innego wyboru - powiedział.

Człowiek znalazł się nagle w ogromnej lazurowej grocie.
Pełno było w niej krzyży: małych, dużych, wysadzanych drogimi kamieniami,
gładkich, pokrzywionych.

- To są ludzkie krzyże - powiedział Bóg. - Wybierz sobie jaki chcesz.

Człowiek rzucił swój własny krzyż w kąt i zacierając ręce zaczął wybierać.

Spróbował wziąć krzyż leciutki, był on jednak długi i niewygodny.
Założył sobie na szyję krzyż biskupi,
ale był on niewiarygodnie ciężki z powodu odpowiedzialności i poświęcenia.
Inny, gładki i pozornie ładny, gdy tylko znalazł się na ramionach mężczyzny,
zaczął go kłuć, jakby pełen był gwoździ.
Złapał jakiś błyszczący srebrny krzyż, ale poczuł,
że ogarnia go straszne osamotnienie i opuszczenie.
Odłożył go więc natychmiast. Próbował wiele razy,
ale każdy krzyż stwarzał jakąś niedogodność.

Wreszcie w ciemnym kącie znalazł mały krzyż, trochę już zniszczony używaniem.
Nie był ani zbyt ciężki ani zbyt niewygodny.
Wydawał się zrobiony specjalnie dla niego.
Człowiek wziął go na ramiona z tryumfalną miną.

- Wezmę ten! - zawołał i wyszedł z groty.

Bóg spojrzał na niego z czułością.
W tym momencie człowiek zdał sobie sprawę,
że wziął właśnie swój stary krzyż ten, który wyrzucił, wchodząc do groty.

To bajka , która gdzieś znalazłam dawno temu,
Charl , jeżeli chcesz skasuję ją.

"MiŁoŚć To SaMoTnOśĆ, Co ŁąCzY NaJbLiŻsZyCh" - ks.JaN TWaRdOwSkI

zaglądam tu codziennie , jakoś mi lżej .
paa miłego dnia w ten upalny dzień ,Wink
Lila
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Antydepresja czat.onet.pl Strona Główna -> Uczucia, emocje Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Flower Power phpBB theme by Flowers Online.
Regulamin